Stary Testament opisuje, jak dźwięki trąb jerychońskich i głośny krzyk Izraelitów zburzyły mury Jerycha, miasto kananejskie upadło zdobyte przez wojska pod wadzą Jozuego.
Starotestamentowa opowieść skojarzyła mi się z jednej strony z kruszeniem muru „partyjniactwa” przez tzw. ruchy miejskie, a z drugiej ‒ z pejoratywnym określeniem „trąby jerychońskiej” oznaczającym głuptasa. O tym, skąd u mnie takie skojarzenia, w dalszej części felietonu.
Niewątpliwie ruchy miejskie odniosły pewien sukces w ostatnich wyborach samorządowych. W radach kilku dzielnic mają swoich przedstawicieli. W Śródmieściu Miasto Jest Nasze wyprzedziło SLD i WWS, wprowadzając czterech swoich radnych, wobec 11 z PO i 10 z PiS, stając się tzw. języczkiem u wagi. Lider MJN Jan Śpiewak ogłosił się przyszłym burmistrzem Śródmieścia już cztery dni po wyborach. Dyktował nazwiska urzędników do zwolnienia. Mocarstwowe zapowiedzi Śpiewaka nie szły w parze z sukcesami negocjacyjnymi w sprawie nowej koalicji rządzącej. Nie mając wystarczającego autorytetu, stracił też poparcie trójki radnych wybranych z list MJN. Ewa Czerwińska, Michał Sas i Andrzej Kozicki wynegocjowali porozumienie programowe. Powstała koalicja PO-MJN (o nazwę MJN spór toczą Śpiewak i troje radnych). Jan Śpiewak jest dziś radnym niezrzeszonym i może mieć satysfakcję jedynie z pobierania diety, jego wpływ na sprawy dzielnicy będzie ograniczony.
Czy „trąbą jerychońską” nie jest ktoś, kto w kilka dni zniweczył cały trud kampanii, świetny, kilkunastoprocentowy wynik wyborczy, poniósł wszelkie niepowodzenia negocjacyjne (tak z PO, jak i PiS) oraz ‒ co najważniejsze ‒ skłócił się z koleżeństwem i skompromitował ideę ruchu miejskiego? Miała być bowiem nowa jakość, a wyszły bylejakość, nieporozumienia, kłótnie o nazwę. Jan Śpiewak jako lider MJN ponosi za to osobistą odpowiedzialność. Któż się nabierze, że winni znów są jacyś oni?
Paweł Martofel,
radny Śródmieścia